Moje początki jeździeckie można śmiało nazwać najgorszymi z możliwych – stajnia o zerowym poziomie, zabiedzone konie... Potem było lepiej, uczyłam się jeździć, a nie tylko wozić tyłek, miałam kontakt ze źrebakiem... I rosło we mnie poczucie własnej wiedzy, tego, że „poradzę sobie z każdym koniem”. Rosła chęć posiadania konia. To marzenie stawało się coraz bardziej rzeczywiste, aż... spełniło się. Któregoś dnia wraz z rodzicami przeglądałam oferty sprzedaży koni i natrafiłam na ogłoszenie o sprzedaży Jasminy. Pojechaliśmy i wróciliśmy z koniem, 9-miesięczną klaczą. Nie wiem do dzisiaj, co mi się w niej spodobało. Wyglądała jak włochaty osioł. Ale była już moja.
Plan był taki – źrebak przyzwyczai się do mnie, ja do niego i jakoś to będzie. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Nie wystarczyły dobre chęci i marchewki, aby konia wychować. Co gorsza – w okolicy pojawiali się nieodpowiedni ludzie, doradzający metody siłowe. I tak ze źrebaka Jasmina wyrastała na konia, który nie akceptował pryskania wodą i kowala, gryzł, czasem kopał, nałogowo wyrywał się. Życie nie było takie różowe, jak w marzeniu o własnym koniu. Do tego moja klacz jest alergikiem, latem wyciera ogon i grzywę. Niestety, jest to praktycznie nieuleczalne. Miałyśmy bardzo wiele problemów. Oczywiście obwiniałam... konia. Do czasu, gdy zetknęłam się z naturalnym jeździectwem. Początek był dość niewinny – zobaczyłam zdjęcie jeźdźca i konia: bez wędzidła, bez ogłowia, a nawet bez kantara! Już wtedy wiedziałam, że tak chcę, tylko... czy to możliwe z koniem, który w porywach nawet atakował ludzi? Okazało się możliwe!
Razem z Jasminą zaczęłyśmy zgłębiać tajniki programu PNH, potem doszły również inne szkoły NH. I „nagle” z rozwydrzonego konia zrobił się koń wierzchowy. Nieatakujący, znoszący kowala (co prawda tylko jednego, swojego „księcia”), koń, na którego można wsiąść. Ujeżdżanie odbyło się bez użycia wędzidła. To nasza historia w wielkim skrócie...
Jaka jest Jasmina? Sprzeczna i kontrastowa. Ciągle zadziwia mnie ten koń, czasem swoją inteligencją i delikatnością, zrozumieniem, jakie wobec mnie wykazuje, czasem stanowczością, gdy bardzo stanowczo pokazuje mi błąd (niejednokrotnie kończyło się to dla mnie upadkiem). Przeszłyśmy razem naprawdę wiele, rozwiązałyśmy ogrom problemów... Zwykle to ona pokazywała mi, którędy mam iść.
Nigdy nie był i ciągle nie jest to koń łatwy, na którego wsiada się i już. Ciągle ma swój charakter, czasem lekko nieprzewidywalny, ale zwykle jednak to wspaniały klacz, która wybaczyła mi moje błędy i ciągle cierpliwie pokazuje prawidłową drogę w relacji z nią. Nigdy nie będzie to idealny koń rekreacyjny, na którym bez względu na humor będzie można jechać w teren czy nawet w ogóle wsiąść, nigdy nie będzie to idealny koń ujeżdżeniowy, świetny skoczek... Ale to nie jest ważne. Po 4,5-letniej znajomości z tą wspaniałą klaczą nauczyłam się jednego – nie jest sztuką kupić świetnego konia, sztuką jest samemu stać się świetnym jeźdźcem i przez to sprawić, że koń będzie dla nas idealny. A niewątpliwie tak jest – jesteśmy do siebie bardzo podobne. Obie lubimy czasem pokazać rogi i zrobić coś komuś na złość, lubimy komuś dokuczyć, ale przede wszystkim nie ufamy byle komu – i u niej to widać. Niewiele jest poza mną osób, które na niej siedziały – nie każdy jest w stanie samodzielnie na nią wsiąść, już nie wspominając o problemie z weterynarzem! Ale... Mimo jej wad, tej nieprzewidywalności, częstych humorków, niekiedy wręcz płochliwości, mimo rozbudowanego własnego zdania – jest to najwspanialszy koń pod słońcem. Mimo moich łez, gdy wszystko się waliło – udało nam się dogadać. Czasem myślę, jak by to było, gdybym zamiast Jasminy kupiła dorosłego, już zrobionego konia. Pewnie uniknęłam kilku upadków, pewnie mogłabym sobie pohasać w terenie, ale... Dzisiaj nie zamieniłabym Jasminy na żadnego innego konia. Za dużo razem przeszłyśmy, za dużo nas łączy. Niestety, czasem trzeba popełnić błąd, aby czegoś się nauczyć. Popełniłam błąd, kupując młodego konia, nie mając odpowiedniego doświadczenia, ale tego, czego się przy tym nauczyłam, nie są w stanie opisać słowa. Udało nam się.
Agnieszka Litwa