Pokaz z innej perspektywy

Na dzień lub nawet dwa dni przed pokazem zaczynają zjeżdżać się do stajni konie z różnych stajni. Wcześniej, żeby móc potrenować z koniem w nowym miejscu, żeby poznał otoczenie i nie bał się. Wokół jednego konika skacze około pięciu osób. Każdy koń traktowany jest jak czempion światowej klasy. Każdy go czyści i głaszcze, zagrzewa do rywalizacji. Każdy się stresuje tym, jak wypadnie koń. Każdy chodzi po stajni, oglądając przeciwników. Noc przed pokazami jest praktycznie nieprzespana, no bo przecież trzeba ustalić wszystkie strategie. Rano jest najgorzej, bo w wszyscy są zestresowani, biegają nerwowo po stajni, co chwilę ktoś o czymś zapomina i goni tam i z powrotem. Konie patrzą na to wszystko, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi, i przy okazji zaczynają się stresować z powodu nerwowej atmosfery wywołanej przez ludzi. Część ludzi z ekipy zajmuje się formalnościami związanymi ze startem w pokazach (potwierdzenie startu, odebranie numeru, podanie dokumentów związanych ze szczepieniami), a pozostali oporządzają konia. Co chwilę jakiś koń jest wprowadzany do boksu i i z niego wyprowadzany – i tak setki razy. Zaczyna się porządne czyszczenie, smarowanie kopyt, pryskanie sierści sprayem nabłyszczającym i nakładanie oliwkowego makijażu na oczy, chrapy i wnętrza małżowin usznych, siwym koniom niektórzy wcierają kredę w ogon i grzywę, a kopyta smarowane są wazeliną. Potem sprawdza i smaruje się po raz setny prezenterki (tranzelki) i łańcuszki. Na samym końcu osoba prezentująca konia idzie przebrać się w galowy strój.

W drodze na ring każdy ustawia konia kilka razy. Trochę ze stresu, trochę z obawy, żeby sprawdzić, jak dzisiaj mu się udaje. A kiedy ustawi konia kilkanaście razy – zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobił i czy po takiej ilości ćwiczeń konik będzie chciał się ładnie pokazać na ringu… I koło niepewności się zamyka. Na ringu przygotowawczym zazwyczaj jest straszny tłok. Stosunkowo niewielka liczba koni, a wokół nich masa ludzi. Każdy podziwia swojego podopiecznego i klepie po plecach prezentera, dodając mu otuchy. To tutaj także ostatecznie każdy dostaje misję… Jedna osoba zapisuje wyniki wszystkich koni, a pozostałe trzy szykują worki na bacikach i butelki z kamieniami… Strasznie brzmi? Worki i butelki są jednak nieodłącznymi i powszechnymi elementami pokazów koni arabskich.

Prawdzie przedstawienie za kulisami zaczyna się w momencie wyjścia konia na ring. Osoby z butelkami wypełnionymi kamykami biegną zazwyczaj po drugiej stronie bandy i potrząsają nimi. Ktoś inny wymachuje workiem zaczepionym na bacie. Dodatkowo każdy wydaje z siebie dziwne okrzyki i gwizdy. A wszystko to robione jest po to, żeby „nakręcić” konia. Nie płoszy się on, ale pomaga mu to uzyskać prawidłowe ustawienie w kłusie – odstawia ogon, wyciąga chód, dumnie ustawia głowę i szyję. Kiedy koń ustawiany jest w pozycji stojącej, wszyscy milkną i zaciskają kciuki. Żeby prawidłowo ustawił nogi, żeby ładnie odstawił zad, żeby wyciągnął szyję, żeby „oddał” głowę… Potem znów rusza kłusem i wszystko zaczyna się od nowa.

Po zejściu z ringu prezenter zazwyczaj narzeka, że to czy tamto mógł zrobić inaczej, wcześniej z koniem zakręcić, zwolnić czy przyspieszyć. Reszta ekipy (poza zapisującym, który musi notować do końca klasy, w której koń występował) zawsze go pociesza, konia poklepuje, mówi, że było świetnie. Zapisujący podchodzi z wynikami. Miejsce jest już znane. Nerwowa atmosfera zaczyna opadać, a jej miejsce zajmuje poczucie ulgi, radość, duma lub małe rozczarowanie. A koń-czempion znów staje się zwykłym stajennym wychowankiem…

Agata Obidowicz

foto wikipedia 

 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie