Pułk Ułanów Szwadron Niepołomice i Klub Jeździecki "Szarża" - stowarzyszenia kultywujące tradycje kawaleryjskie - zamierzają pozwać do sądu Telewizję Polską i Tomasza Lisa. Ułani uważają, że reportaż wyemitowany w poniedziałkowym programie "Tomasz Lis na żywo" naruszył ich dobra osobiste.
Tłumy ludzi, przybrane konie, odświętni ułani w historycznych strojach paradujący w Katowicach z okazji święta odzyskania niepodległości. Zaraz potem kadry jak z horroru: wychudzone, pokaleczone konie są transportowane do rzeźni. Takie obrazy zestawiono w reportażu pokazanym w programie Tomasza Lisa. Organizatorzy parady, czyli Szwadron Niepołomice i Klub Jeździecki "Szarża", są oburzeni.
– Film został zmanipulowany. Być może autorzy nie mieli takiej intencji, ale wymowa jest jednoznaczna: ułani po zakończeniu parady wysyłają swoje konie na rzeź – oburza się dowódca szwadronu, Jan Znamiec. - Uderzono w nasz najczulszy punkt. Dla ułana koń to świętość. Nigdy nie oddajemy ich do rzeźni.
Zupełnie inne zdanie na ten temat mają wolontariusze "Fundacji VIVA Akcja dla Zwierząt", którzy wykupują z rąk handlarzy konie, które mają być zabite. To oni zawiadomili producentów programu "Tomasz Lis na żywo" o smutnym losie kawaleryjskich rumaków. Oni również nagrali ukrytą kamerą rozmowę z handlarzem koni spod Krakowa, która miała dowodzić, że przeznaczeniem ułańskich koni był rzeźnicki nóż.
- Ta, ta i ta idą, proszę panią. Nie, ta idzie w poniedziałek, no na rzeź – mówi w reportażu nagrany z ukrycia mężczyzna.
- Ale to niech pan powie, to co, one jedenastego jeszcze gdzie jadą?
- Do Katowic. Trzy idą do Katowic.
- A co tam w Katowicach będzie?
- W Katowicach to mówię panu, to wyzwolenie (…), to co za 22 lipca jest teraz. No, 11 listopada. No i właśnie ta parada wojskowa.
W drugim fragmencie rozmowy mężczyzna z wolontariuszką oglądają archiwalne zdjęcia z parad organizowanych w poprzednich latach. Mężczyzna przyznaje, że jeden z koni "jest już na rzezi".
- Tajemnicą poliszynela jest, że konie po sezonie jadą na rzeź – przekonuje w reportażu Tomasz Wyszyński, szef Fundacji VIVA.
Ułani nie mają wątpliwości: to atak na całe ich środowisko. – W programie Tomasza Lisa usłyszeliśmy bardzo poważne oskarżenie pod naszym adresem. Tymczasem człowiek, którego nagrali ludzie VIVY, nie jest nawet członkiem Szwadronu Niepołomice ani naszego klubu jeździeckiego – mówi Mikołaj Rey z "Szarży". - Ponieważ ma konie zaprzęgowe, pożyczyliśmy od niego trzy sztuki na paradę, bo sami takich nie mamy. Od lat współpracujemy z tym człowiekiem i mamy o nim dobre zdanie. Twierdzenie, że konie, które szły w paradzie, miały trafić na rzeź, jest bzdurą.
Dziennikarzom Onet.pl udało się dotrzeć do człowieka, którego nagrali z ukrycia wolontariusze VIVY. To Grzegorz Skrabacz. Mieszka pod Proszowicami. Końmi handluje od ponad 30 lat. Uważa, że ludzie VIVY dopuścili się celowej manipulacji. – Na początku listopada zgłosili się do mnie ludzie, którzy chcieli kupić kilka koni, między innymi do zaprzęgu. Wyraźnie powiedziałem, że trójkę zaprzęgową mogę sprzedać dopiero po 11 listopada, bo te konie pójdą w paradzie – mówi Onet.pl Skrabacz. - Poza tym interesowali się dwoma końmi, które faktycznie miałem sprzedać na targu z przeznaczeniem na rzeź. Są bardzo agresywne. Nie nadają się ani do jazdy, ani do pracy w gospodarstwie. Ani przez chwilę nie było mowy o tym, że konie z parady pójdą do rzeźni. Musiałbym na głowę upaść, żeby oddawać dwie pięcioletnie, ułożone do zaprzęgu klacze rzeźnikom.
Dlaczego jednak Skrabacz powiedział w rozmowie z wolontariuszami VIVY, że trzeci koń, 16-letnia gniada klacz "idzie w poniedziałek na rzeź"? – To zdanie zupełnie wyrwane z kontekstu. Mówiłem, że jestem gotów zaraz po poradzie sprzedać ją po cenie, jaką bierze się za konie, które idą do rzeźni, czyli 4 zł za kg. Klacz jest już stara, nie nadąża w zaprzęgu za młodszymi. Sam do rzeźni nigdy bym jej nie oddał. Konie to moja pasja – broni się Skrabacz.
Dodaje, że przeglądając zdjęcia z poprzednich parad faktycznie przyznał, że jeden z koni trafił do rzeźni. – Tylko że ja sprzedałem go już dwa lata temu. U nowego właściciela ciężko zachorował i nie dało się go już uratować. Ludzie, którzy nagrali mnie ukrytą kamerą, zrobili mnie i ułanom wielką krzywdę. Zupełnie nie rozumiem dlaczego – mówi rozżalony.
Znamiec i Rey interweniowali w TVP zaraz po emisji programu. – Nazwaliśmy rzecz po imieniu. Według nas treść reportażu to jawna manipulacja – podkreśla Rey. Pod wpływem protestu telewizja wycofała się z powtórnej emisji reportażu na antenie TVP Polonia. Kontrowersyjny materiał zniknął też ze strony internetowej programu Tomasza Lisa.
To jednak nie zadowala kawalerzystów. Domagają się przeprosin. – Jeżeli nie usłyszymy ich w którymś z kolejnych programów, wystąpimy na drogę sądową. Za naruszenie dóbr osobistych pozwiemy Tomasza Lisa i TVP. Nie można lekką ręką przekreślać dorobku 40 ludzi, dla których konie są całym życiem – mówi Znamiec. Ułani przed sądem będą domagać się publicznych przeprosin i odszkodowania, które przeznaczą na… Fundację VIVA.
Szef VIVY Tomasz Wyszyński na darowiznę jednak nie liczy. – Jeśli dojdzie do procesu, to obronimy swoje racje – przekonuje. Ludzie Fundacji ostatecznie kupili do Skrabacza siedem koni, w tym trójkę, która szła w ułańskiej paradzie.
– Uważamy, że uratowaliśmy je od zabicia. Wiedzieliśmy, że konie, które brały udział we wcześniejszych paradach trafiły do rzeźni i w tym roku też tak by się stało. Handlarz związany ściśle z niepołomickim szwadronem przyznał to w rozmowie z nami. Teraz próbuje się z tego wycofać – uważa Wyszyński.
Producent i wydawca poniedziałkowego programu "Tomasz Lis na żywo" odmówili komentarza w tej sprawie. Natomiast Tomasz Lis nie odniósł się merytorycznie do zarzutów ułanów.